3 Inwazja Lorbandy 02-2011

            Można by pisać bez końca o trzecim już slajdowisku Koła turystycznego I LO w Lesznie w Bacówce na Rycerzowej , ale każda nawet ta arcyciekawa sprawa może zmienić się un rollo jak mawiają Hiszpanie. 17-20 lutego 2011 roku, to czas w którym żaden z osobników, który odważył się pojechać z naszym Psorem Lorkiem w Beskid nie narzekać na nudę. Poranki istnie spacerowe, wieczory planowo spędzone poza granicami wyobraźni w przeróżnych częściach świata.
         Nie pomijając żadnego z naszych znamienitych autorów, pragnę ich wymienić nie w sposób alfabetyczny, ale po omacku raczej w chaotycznym szyku: Grzegorz Bobrowicz „Dzika Kamczatka”, Mongoł & Mucha & Cegła - „Z życia Bacówki”, Sławomir Kozieł i Grzegorz Lorek „Spitsbergen - Arktyka na wyciągnięcie ręki”, Zbigniew Trzmiel „Tatry” Atlas”, Marcin Tobółka i Kasia Żołnierowicz „Z bocianiego punktu widzenia”, Adrian Siadkowski „Jordania transcendentnie. Rzecz o Beduinach, Królu na Harleyu i fascynującej przyrodzie”, Marcin Magnus „Buddyzm” i „Himalaje- Kang Yaze (6400m) & Stok Kangri (6137m)”, Tomek Stankowiak „Odlotowy hajduk”, Paweł Graczyk „Kazachstan - wielkie coś”, Jakub Józefiak „Afrykańskie lodowce - gatunek zagrożony wymarciem?”.
             Po takiej dawce wspomnień zamrożonych w fotografii ma się nie tylko „podróżnicze flow”, ale poczucie, że ŚWIAT nie jest coraz mniejszy, ale raczej otwarty na nowych zwolenników przeżywania życia nie marnując chwil stojąc w miejscu. W tym roku mieliśmy także, mam nadzieję powtarzalną okazję posłuchać Szymona i Rosy i ich „magicznych” instrumentów. Wyjazd możemy, a nawet musimy zaliczyć do tych najbardziej udanych! Pozdrawiamy cały skład cudownego personelu na Rycerzowej!
                                                                                                                                                                                                                                                Olga.

RÓŻA I SZYMONLORBANDA :)NA SZLAKUSZYMON - CZŁOWIEK ORKIESTRA :)

PSOR - PEDAGOG 100 %DO ZOBACZENIA W 2012 R :)

 Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy 8-9.01.2011

Cały VII Karpacki Finał zebrał 55.000 PLN, a nasza bacóweczka 2.705,30 PLN. To nasz nowy rekord :) Wielkie dzięki wszystkim, którzy dotarli i byli taaak hojni. Sie ma !

Emocje :)Autografy Messnera i KukuczkiPo prostu radość :)))

Andrzejki w stylu filmowym 27/28.11.2010

Wosk prawdę Ci powieDraculaTere fere :)
Szurasz laluśku ;)Szef Akademii

IX Turniej Siatkówki Górskiej 8/2010

Puchar i pucharkiGórnicza brać... na fajranciePo prostu radość :)))
Wreszcie puchar jedzie do ŻywcaZwycięzcy turnieju i nasze bacówkowe hostessy :)Słoneczka i Księzyc w pełnihistoria turnieju



V Raaakietowy Bieg 3/2010



Co prawda V BIEG na RAKIETACH ŚNIEŻNYCH przeszedł już do historii, ale wspomnienia o nim pozostaną na długo w naszej pamięci!!! Dokładnie połowę startujących stanowili członkowie SKKT-PTTK „WICHURA” z Pszczyny. To wśród nich zapisany został najmłodszy (Staś) i najstarszy (… nie zdradzimy Cię Mareczku) uczestnik biegu Zaczęło się różnie: niektórzy tuż po starcie pogubili jakże cenny w tym biegu sprzęt czyli rakiety, a niektórym odpadły na samej mecie Kije zgodnie z zapowiedzią i podpowiedzią przydały się do odpychania siebie dal, ale i przeciwników z trasy Co prawda niektórzy „rośli” mężczyźni zmagali się z 7-mio letnim Stasiem, ale ten szczęście na ostatnim odcinku trasy postanowił zaczekać na mamunię Tym sposobem z oddechem ulgi, „nieco” starsi panowie mogli najmłodszego uczestnika biegu wyprzedzić Jako czwarty do mety dotarł po rozwinięciu skrzydeł nasz słynny kolega MUCHA, tuż przed nim miejsce na podium zajął niejaki „OLO”, smoczymi krokami na II miejsce wskoczył zionący ogniem TABALUGA a wyścig wygrał weteran biegu: SZYMEK lokomotywa Tradycyjnie wyróżniona została również pierwsza DAMA na mecie Wspaniałe nagrody usatysfakcjonowały zwycięzców i Stasia, który został uhonorowany ekstremalną jazdą na skuterze śnieżnym z lekkim „ceglastym” balastemDodajmy jeszcze, że na mecie czekała na wszystkich herbatka, dla dorosłych nawet z prądem. A w bacówce każdy został poczęstowany pyszną zupą, błyskawicznie przygotowaną przez pędzącego MUCHĘ (mówi, że był czwarty, bo musiał pomidorówkę przyprawić). Przez całą imprezę towarzyszyła nam kamera TVP, która rejestrowała nasze „kosmiczne” zmagania, a dzięki której mogliśmy podziwiać siebie w Teleexpresie, Panoramie i w wiadomościach lokalnych Nieodzwonym „elementem” całości, był również KAJETAN, dzięki któremu mogliśmy w rakietach biec i w ogóle je założyć!!! Wieczorem, Krzysiek Kukliński zaprezentował nam na slajdach zmagania z najwyższą górą Europy- znaną wszystkim Mont Blanc. Wspaniała impreza, wspaniała zabawa, wspaniałe nagrody no i oczywiście atmosfera!!! Zapraszamy za rok a tymczasem dziękujemy wszystkim, dzięki którym mogliśmy tak świetnie spędzić wolny czas!!!: Kajetanowi, TVP, obsłudze schroniska, ale przede wszystkim DARKOWI, który jak zawsze stanął na wysokości zadania!!! Darku, tylko tak dalej!

Z górskim pozdrowieniem: WICHURZANIE


WOŚP 2010


IV Raaakietowy Bieg i Święto Kobiet 07.03.2009



Pierwszy weekend maca na Rycerzowej obfitował w liczne atrakcje. Sobotni ranek powitał nas mgłą, mrozem i śnieżną zawieją. Zapowiadało to prawdziwe wyzwanie dla tłumnie przybyłych “biegaczy rakietowych”.
Zgodnie z tradycją impreza rozpoczęła się z lekkim poślizgiem czasowym – ok.15. Rywalizacja toczyła się już przy wyborze rakiet. Każdy chciał zagarnąć najlepsze dla siebie według własnych kryteriów – jedni zwracali uwagę na model, inni na przyczepność, jeszcze inni na kolor (I zasada stylowego biegacza – rakiety muszą pasować do kurtki, ewentualnie do oczu – pech chciał, że większość była pomarańczowa...). Po ciężkich dylematach i małych problemach technicznych związanych z założeniem rakiet, zawodnicy ustawili się na starcie. Po paru zagrzewających do walki słowach gospodarza bacówki i po przeszywającym ciszę gwizdku RUSZYLIŚMY. Co działo się na czele biegu, ciężko powiedzieć. Pierwsze osoby ruszyły z prędkością światła zostawiając za sobą tumany śniegu (a może to była tylko śnieżyca...) i zniknęły we mgle. Najlepsi pojawili się na mecie już po 20 minutach. Pierwszy przybiegł Piotr Bryja z czasem 20:23, a wśród kobiet najszybsza okazała się Magda Janowska z wynikiem 22:09. Mniej więcej w tym samym momencie my byłyśmy dopiero na półmetku. Na podium nie miałyśmy szans, więc postanowiłyśmy powalczyć o pierwsze miejsce od końca. Jednak mimo naszych usilnych starań zostałyśmy pokonane...
Nie zapominajmy, że bieg na rakietach to przede wszystkim zawody turystyczno-towarzyskie, podczas których szczególnie liczy się dobra zabawa. A tej z całą pewnością nie zabrakło.

Na nocujących w bacówce czekała kolejna atrakcja. Z okazji wigilii Dnia Kobiet zorganizowane zostały wybory Superbabeczki roku 2009, uroczyście rozpoczęte prawie równym i prawie rytmicznym odśpiewaniem specjalnej pieśni przez wszystkich zgromadzonych mężczyzn. Panie zmierzyły się w dziewięciu konkurencjach, które miały sprawdzić, czy są prawdziwymi kobietami m.in.: przyszywanie guzika na czas, rozpoznawanie przypraw z zasłoniętymi oczami, skakanie w gumę, przez skakankę, zdobywanie mężczyzny i ubijanie piany. Do każdej konkurencji zgłaszały się 3 różne przedstawicielki płci pięknej, a dwóch przystojnych, dowcipnych sędziów rozstrzygało, która z nich jest najlepsza. Zwyciężczynią została Marta z Koła, bezapelacyjna mistrzyni igły z nitką i podrywu.
Dla zainteresowanych zdradzamy szczegóły zalotów:
Marta: Przepraszam, czy mogę prosić o autograf?
Niczego niespodziewająca się ofiara: ???
Marta: O jej! Pomyliłam pana z Bradem Pittem...!

Superbabeczka otrzymała dyplom oraz śniadanie do łóżka, następnego dnia rano (podziękowania dla Muchy za pyszną jajecznicę).
Niespodzianek tego wieczoru nie było końca. Na deser czekał pokaz slajdów, który przygotował dla nas Rafał Kruzel.

Ola, Marta i Monika



Andrzejki 2008 w stylu DISCO POLO



Na tę imprezę czekałem bardzo długo. Tak naprawdę, już podczas Andrzejek na Rycerzowej w 2007 roku podjąłem decyzję, że w kolejnym roku również nie może mnie zabraknąć. Temat disco polo wydawał się idealny na tego rodzaju imprezę – jest przy czym potańczyć, wszyscy znają (choć nie każdy lubi) utwory z tego nurtu, w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych XX wieku wokół tej muzyki wytworzył się pewien klimat (stroje, sposób bycia, atmosfera zabawy). To wszystko spowodowało, że moje przygotowania do Andrzejek trwały od co najmniej kilku tygodni wcześniej. Przygotowałem pokaźny zasób utworów na płycie cd, przemyślałem koncepcję przebrania. Nie obyło się również bez wizyty w sklepie z odzieżą używaną, w którym nabyłem między innymi wystrzałową, świecącą koszulkę bordo oraz kilka interesujących krawatów.
I wreszcie nadeszło piątkowe popołudnie. O 16 wyszedłem z pracy i wspólnie ze znajomymi udaliśmy się w podróż z Łodzi na południe Polski. Droga minęła szybko i spokojnie na wspominaniu starych górskich wyjazdów, poznawaniu swoich upodobań i rozmyślaniu o sobotniej nocy. Najbardziej lubię tę chwilę, kiedy w Soblówce wysiadam z auta w zimowy wieczór. Zdaję sobie wtedy sprawę, że w ciągu zaledwie kilku godzin znów znalazłem się w beskidzkim świecie. Oddycham głęboko, wkładam plecak i zaczynam podejście do schroniska. W zimowy już wieczór 28 listopada 2008 roku podejście szło gładko i sprawnie. Po około dwóch godzinach znaleźliśmy się na górze, gdzie gospodarz wraz ze znajomą ekipą wciąż czekali na nas. Piątkowa noc jak zwykle upłynęła pod znakiem radości ze spotkania, po dłuższym niż tego chcemy czasie (niestety obowiązki zawodowe uniemożliwiają mi częste przyjazdy na Rycerzową).
Sobota rozpoczęła się od tradycyjnego pomagania w obowiązkach schroniskowych. Wspólnie z dziewczyną poszedłem także na wycieczkę płajem na Przegibek. Śnieg był dosyć głęboki, ale co to dla nas. To chyba pierwszy śnieg w tym sezonie jaki miałem okazję oglądać w górach (Patrycja – moja dziewczyna - chodziła już we wrześniu po śniegu na tatrzańskich szlakach). Niełatwe warunki nieco spowolniły tempo naszego marszu. W wyniku tego z powrotem na Rycerzowej byliśmy przed godziną osiemnastą. To był najwyższy czas, aby sprawnie zjeść obiad i przygotować się do wieczorno-nocnej balangi w stylu disco polo.
Zaczęło się niewinnie. Wróżby andrzejkowe nie przyniosły mi zaskakujących wyników. Bardziej zainteresował mnie suto zastawiony stół przysmakami tradycyjnymi dla polskich wesel. Talerze z ułożonymi wędlinami na sałacie, jajka w majonezie, sałatki warzywne to dania wpisujące się klimatem w nurt disco polo. Na stołach królowała również tradycyjna oranżada w szklanych butelkach.
Dla mnie osobiście sednem andrzejkowej hulanki była muzyka. Nie ma co – disco polo to klimat, przy którym potrafi bawić się każdy. Wystarczy tylko nieco dystansu do samego siebie i otaczającej rzeczywistości. A do tego, numery takie jak „Jesteś szalona”, czy „Sąsiadka” zna każdy. W sobotni wieczór, 29 listopada 2008 roku zabawa odbywała się w ścisku osób, które „czuły klimat”. Niektórzy przebrani byli wprost kapitalnie – białe podkoszulki, sukienki w grochy, kwieciste koszule... no i oczywiście dresy. Im bardziej świecące tym lepsze. Było co podziwiać. Do tego ozdoby w postaci złotych łańcuchów, klipsów. Dziewczyny wymalowane były zgodnie z wymaganiami nurtu – ostre kolory i zero stonowania. Już po kilku utworach uczestnicy imprezy skakali jak się tylko wysoko dało, śpiewając słowa najpopularniejszych utworów zespołów Skaner, Boys, czy Topless. Gospodarz schroniska zadbał o różnorodny repertuar muzyczny. Niejeden utwór przypomniał mi szalony początek lat dziewięćdziesiątych XX wieku, kiedy disco polo obecne było między innymi w niedzielne poranki w programie Disco Relax w telewizji Polsat. Oj działo się, działo... Kiedy tylko ekipa na parkiecie odpuszczała z powodu zmęczenia, natychmiast miejsce zajmowali biesiadujący przy stołach amatorzy andrzejkowej zabawy.
W środku nocy klimat na godzinę uległ zmianie – zaprezentowano utwory z klimatu epoki „dzieci-kwiatów”. Zespoły i wokaliści, którzy czasy swojej świetności mieli w latach siedemdziesiątych XX wieku kusiły nas do tańca. W 2009 roku andrzejki mają odbyć się właśnie w takim stylu. Było ciekawie, niemniej tamta noc należała do disco polo. Po kilkudziesięciu minutach znów w głośnikach brzmiał głos Shazzy. Impreza trwała niemal do świtu.
Niedzielne przedpołudnie upłynęło na oglądaniu zdjęć „na gorąco” (z poprzedniej nocy) oraz na rozpamiętywaniu uroków hulanki. Okazało się, że klimat przypadł do gustu nie tylko mnie – z kuchni jeszcze długo dobiegały dźwięki disco polo, a pracownicy schroniska paradowali przebrani tym razem, o zgrozo, w damskie fatałaszki. Śmiechu było co niemiara.
Niestety, z racji na dużą odległość do Łodzi wcześnie musieliśmy opuścić gościnne progi schroniska na Rycerzowej. Zejście drogą dojazdową odbyliśmy w licznej grupie, po rozmiękającym śniegu. Nie było łatwo zachować równowagę, bo w głowie jeszcze huczały dźwięki utworów z sobotniej nocy.

Janek Gargól

Asieńka i NoraNasze dziewczęta malowane...Halinka i Mariolka miały branie !
Chłopaki jak złoto...Don ŻulOne de Mongoł...Kumple z remizy...

Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy 12-13.01.2008



To był pierwszy Finał Orkiestry na Rycerzowej i nieskromnie napiszę, że bardzo udany. Zebraliśmy ponad 1600 zł plus kilka funtów i dolarów...
Klimat był wspaniały dzięki ludziom, których gościliśmy w ten weekend. Nie sposób wszystkim podziękować, ale szczególne dzięki dla "Lorka" i Koła Turystycznego I LO w Lesznie za slajdowy maraton, "Bandycie" za spontaniczną licytację marokańskiej czapeczki i wolontariuszom z Orkiestry za podgrzewanie atmosfery...
Cegła

Poniżej relacja Wojtka z Orkiestry.

Listopad

Kuba stwierdza,że niepełnoletnie dziecięcia, spacerujące jednak ze skutkiem po górskich szlakach pod “opieką” pełnoletniego osobnika, czytaj ojca, na powyższe wyganiającego, spełniają wymagania dla posiadacza samodzielnej skarbonki. Euforia.W szkole opowieści i szpan prawie że. Po chwili, kiedy entuzjazm opadł, pytanie: “ A jak znowu tylko my w schronisku będziemy?”...Będzie dobrze.. Telefon na Rycerzową...”Hallo, ja w sprawie noclegu z 12/13 stycznia....” Cegła:”miejsc zero.szkoła z Leszna. I Orkiestra.” Ja: “ My Orkiestra...” Cegła:” “To jest dwójeczka” Ja:” Dzięks”...a tu nas ma byc deko więcej, damy radę...

Grudzień

Z Anią Zabło (Głowacką) ustalamy że początek Orkiestry na Rycerzowej miejsce jednak mieć będzie dzień wcześniej, u Darka w Starej Chacie w Soblówce....i tak sie zaczęło..

Styczeń Stara Chata .piatek styczeń 11

zbiórka w piątek nocą...czyli do soboty ustalone – miało nas być trzy, potem pięc, jest siedem!! hurra nasi górą sobota, styczeń 12

Idziemy czarnym szlakiem na górę, w przeświadczeniu że w schronisku szkolna wycieczka czeka i może wspólnym sumptem parę złotych do skarbonki wrzuci....Mamy fanty, serduszka i wielkie SERCE na plecach coraz to innych niesione z Żorskiej zbiórki wprawdzie, ale w górskim krajobrazie jak najbardziej konweniujące.. Rycerzowa- Bacówka....SZOK Schronisko-full Gleba- full 3 namioty obok- full Igloo- prawie full ;) Może być fajnie.... Co sie okazuje....Koło Turystyczne LO w Lesznie – milion uczestników Górołaziory Mongolsko-Indyjsko-Nanga Parbatskie – milion uczestników( za kolejność przepraszam ale pięknie brzmi) Cegła Dariusz Cegłowski dwojga imion z Ekipą I nasza skromna siódemka orkiestrowa..... Co tu dużo mówić......stworzyliśmy TEAM na miarę IV Karpackiego Finału.....Się skończyło bo i fanty się skończyli, wspomagane z resztą darami uczestników i licytowanymi z niesamowitym oddaniem. A potem dalszy ciąg wieczoru ( upsss...w jego przerwie licytowaliśmy) to slajdowisko dla pełnej gawiedzi sali.

PS. Dzięki za wspomożenie Szefa przez kulinaria, bo inaczej młodzież moja zapomniałaby że i czasem posiłek potrzebnym jest:) Połowa Ekipy nocą schodzi do Soblówki...i cześc im i chwała za odwagę:)

niedziela , styczeń 13

Połowa Ekipy wraca z Soblówki....i ło Matko jest nas znowu więcej.... Idziemy śniegiem znaczonym ludzką stopą grasować z Sercem Orkiestrowym po dutki.... Nikt nam sie nie oparł......całe 23 ludzkie osobniki...od Rycerzowej przez Chyz u Bacy ( pozdrowienia dla Józka) i powrotny szlak. Na górze dostajemy skrabonkę z powrotem z wrzuconym- zjedzonym 16 litrowym garem żurku od Bacówkowej “Góry”. Teraz tylko po żurku i biegusiem w dól, bo ciemność widzę, ciemność..

Krupowa wygrała....nie, Orkiestra WYGRAŁA...a m MY mamy centa z Wysp Kajmana w Skarbonce

wojtek

>

I OSPA czyli Otwarta Scena Piosenki Autorskiej, 07'2007


Kto był, ten widział i słyszał. Dla tych co nie dotarli, zaproszenie nadal aktualne, ale oczywiście już na następne edycje, bo spodobało nam się to spotkanie muzyczno-poetyckie i wiemy, że inni też zadowoleni powrócili z gór, dlatego są nowe pomysły na nowe OSPY. A tych co byli, pewnie namawiać już nie trzeba będzie.
Całe zamieszanie zaczęło się już w grudniu poprzedniego roku w czasie naszego koncertu w Cafe „Spotkanie z Balladą” w Krakowie gdzie odwiedził nas Darek „Cegła” Cegłowski. Wtedy to wymyśliliśmy takie małe spotkanie z naszymi piosenkami na Rycerzowej w Bacówce u Cegły. Z biegiem dni pomysł rozrastał się, aż urósł do rozmiaru przeglądu. Co będzie w przyszłości nawet boję się pomyśleć ;). Pierwsi organizatorzy, a zarazem wykonawcy, przybyli do Soblówki (z której wychodzą szlaki) już dzień wcześniej i po przeładowaniu instrumentów, sprzętu do nagłośnienia i oświetlenia do aut terenowych ruszyli w górę. Potem była chwila wytchnienia i podziwiania okolicznych widoków. Noc pełna gwiazd zapierających dech w piersiach. Po gorących ciemnościach i porannych wycieczkach w różnych kierunkach na okoliczne urokliwe szczyty i polany zaczęliśmy się rozglądać za odpowiednim miejscem na scenę. Wybór padł na taras schroniska i to był strzał w dziesiątkę. Lepszego miejsca trudno byłoby znaleźć. Nawet sam gospodarz dziwił się, że taką profesjonalną scenę ma u siebie ;).
Całą instalacją nagłośnienia i oświetlenia zajął się Krzysiek Szmytke, któremu jeszcze raz chcemy podziękować. Zresztą, głównie to jego sprzęt zabraliśmy na Rycerzową. Dodając jeszcze do kompletu Darka i Agnieszkę Cegłowskich, którzy przyjęli nas jak nikt inny, to można by nazwać tą imprezę oprócz festiwalu muzyki i słowa, festiwalem bezinteresowności. Dzięki takim ludziom, takie imprezy się odbywają i żyją. Dlatego o tym mówię, bo tacy ludzie to zwykle bohaterowie niezauważani. Za chwilę postaram się opisać w miarę dokładnie przebieg koncertu, aczkolwiek nie będzie to do końca opis obiektywny i dokładny, ponieważ przypadło mi w udziale prowadzenie go wespół z Włodkiem Mazoniem. A jak to bywa w takich sprawach, głowę musieliśmy mieć do wszystkiego, szczególnie, że był to nasz debiut konferansjerski.
Dla „ rozgrzania ” publiczności i wszystkich wykonawców, nie dlatego, że było zimno, bo zimno nie było, ale dla rozpędzenia i nadania spotkaniu odpowiedniego nastroju zagrał Włodek Mazoń z zespołem. Zagrali trzy utwory, nie autorskie, nie ze swojej twórczości, zagrali, by zaostrzyć apetyt na słuchanie tego co się później wydarzyło. O samym Włodku i muzykach z nim grających bardziej szczegółowo napiszę, gdy dojdę do ich występu.
Pierwszym wykonawcą prezentującym piosenkę autorską był Jarek Romanowski „Ed” („Ed” to podobno to taki skrót od Jarosław ;)), który na codzień występuje ze swoim zespołem Vergil van Troff z Gdańska, czyli jeszcze z dwoma kolegami (gitara i bas). Określają oni swoją muzykę jako akustyczny folk miejski. Razem z zespołem Jarek został wyróżniony na kilku konkursach i festiwalach. A zanim przybył na Rycerzową spędził z przyjaciółmi kilka dni w górach i przyznał, że polubił górską wędrówkę. U nas Ed zaśpiewał dziewięć swoich piosenek, bardzo zróżnicowanych pod względem nastroju. Od spokojnych do bardzo dynamicznych. I choć artysta przyjechał do nas znad morza, to szanty to nie były :). I tutaj w kolejności nie koniecznie według występu tytuły piosenek: „Na śniegu ślad”, „Nućba”, „Nowa”, „Trym”, „Kołysanka”, „03:14”, „Barowe Ćmy”, „Pijak”, „Się”. Proszę nie pytajcie mnie, które z piosenek była na bis ;). Wspomnę jeszcze może tylko o stronie internetowej zespołu z którym Jarek występuje: www.vantroff.free.art.pl. Zanim przejdę do omówienia następnego wykonawcy, to muszę przyznać, że na miejscu już nieco odeszliśmy od ścisłego trzymania się zasady, tylko piosenka autorska. Piszę to dlatego, bo Kamila, która wystąpiła po Edzie choć zaśpiewała tylko jedną piosenkę, to na pewno zapadła w pamięci słuchających.
Kamila Bernaciak swoją piosenkę pt. „Szyby” zaczerpnęła z musicalu Metro, a wykonała ją w towarzystwie Kamila Majewskiego akompaniującego jej na instrumencie klawiszowym. Szkoda, że zaśpiewała tylko jedną piosenkę, bo spodobała się publiczności, która chętnie posłuchałaby Kamili w wykonaniu jeszcze innych utworów. Na szczęście OSPA w roku 2008 jest już w bardzo zaawansowanych przygotowaniach, więc artystka ma rok, by przygotować więcej piosenek. A kto wie, może sama napisze piosenki. Tego jej życzę, bo to wielka przyjemność napisać piosenkę, a potem z nią wystąpić. Skąd wiem? A wiem ;).
Kolejnym wykonawcą, który wystąpił na scenie schroniska na Rycerzowej był zespół Lekkoduch z Cieszyna. Jest to troje młodych ludzi, którzy wybrali poezję śpiewaną na swoją muzyczną drogę. Zaśpiewali sześć piosenek do których sami skomponowali muzykę, a słowa do nich to, jak przystało na poezję śpiewaną, wiersze różnych poetów. Tak wspominam o tym, bo często poezja śpiewana mylona jest z piosenką poetycką. Piosenki śpiewane przez Adama Nawrockiego z zespołu podparte są akompaniamentem jego gitary akustycznej, oraz gitary basowej obsługiwanej przez Mateusza Zaleskiego, a całość okrasiła Martyna Postrzednik na skrzypcach, a nawet zdarzało jej się zaśpiewać i żałuję, że było tego jej śpiewu było tak mało, bo ładnie współgrał z przewodnim głosem Adama. Słuchając interpretacji wierszy „Lekkoducha” aż ciężko było mi uwierzyć, że wykonawcy to zaledwie licealiści. Ich rozumienie i świadome wykonanie bez zmącenia nie zdradzało ich wieku. Słuchaliśmy zespołu w piosenkach do wierszy: Krzysztof Kamil Baczyński – „Pioseneczka”, Edward Stachura - „Śpiewanie przez sen”, Julian Tuwim – „Chrystusie”, Wiesława Szymborska – „Ballada”, Stanisław Malinowski - „Nie dajcie odejść”, Anna Bożena Winkler -”Tyle dni”. Niestety nie mogę podać adresu internetowego Lekkoducha, bo nie mam. Pozostaje jednak nadzieja, że niebawem taki się pojawi i wszyscy zainteresowani znajdą sobie bez problemu, albo poproszą starszego brata o pomoc w znalezieniu ;o).
Jeszcze emocje po poprzednim zespole nie opadły na trawę, a na scenie zainstalowała się już Karolina „Karo” Rutowska z Krakowa. Mimo, ze przyszła do bacówki tuż przed swoim występem, to prawie od razu po wejściu na scenę można było wyczuć jej pewność i zaufanie do siebie. Artystka w przeszłości związana z jazzem, ale w ostatnim czasie powracająca do prostoty formy i występów z gitarą. Ma za sobą występy w Polsce, ale też i za granicą. Została doceniona na wielu przeglądach i festiwalach. W jej piosenkach czuć różne gatunki muzyczne i umiejętność ich łączenia co w wyniku daje jej własny styl. Teksty piosenek głównie mówią o miłości, ale nie jest to jedyny temat, bo również, jak sama dość filozoficznie to określa, wśród nich znajdują się też utwory opowiadające o osobistym sensualnym odbieraniu świata. Swoim jasnym i czystym głosem zaśpiewała sześć autorskich piosenek: „Blues o kolejach losu”, „Stara bossa”, „Spokój”, „Seneka (Oni mówią)”, „Pies”, ”Lady blues”. Karolina zaprasza do siebie na stronę: www.karolinarutowska.com
No właśnie i tu nastąpiła przerwa w czystości i jasności głosu. Wprawdzie Karo miała bisy i dzięki temu mogła przedłużyć odczucia przyjemnego słuchania widzom, ale za chwilę na scenę weszły szorstkie piosenki. A że było ich sześć, to na kilkadziesiąt minut wypełniły eter pod rozgwieżdżonym dachem. Jako, że ja piszę tą relację z OSPY, to nie chcąc pisać za bardzo o sobie, poprosiłem Włodka Mazonia, który razem ze mną prowadził naszą małą imprezę i dla niego również był to konferansjerski debiut, aby co nieco napisał o mnie to co mówił na scenie. Dlatego też na chwilę Włodek: „Drodzy Państwo, przed wami wystąpi…. bard, poeta, kompozytor, jednym słowem artysta. Poznałem go nieco więcej niż pół roku temu, i od tego czasu nasze drogi artystyczne ciągle się przeplatają. Chociażby tutaj na OSPIE, znów występujemy razem, ale oddzielnie. Swoją poezję ubiera w trzy instrumenty: gitarę, harmonijkę i swój głos. Niczym polski Dylan. O swoich utworach mówi, że są szorstkie, ale…. sami posłuchajcie zresztą. Przed wami Adam Suder ( ADSU ). P.S. Jak widzicie Adam ma na głowie kapelusz, zapytałem dlaczego go nosi, bo wcześniej nigdy nie widziałem nic takiego na jego głowie. Powiedział mi, że zdradza dziś największą swoją tajemnicę…. Jest krasnoludkiem ”. Tyle Włodek o mnie, mam nadzieję, że z tym krasnoludkiem to był zrozumiały żart, chociaż nieraz czuję się jak krasnoludek ;o). A o występie moim nic nie mam niestety, ale tak jak wcześniej mówiłem sam o sobie przecież pisać nie będę. No może tylko tyle, że zaśpiewałem sześć autorskich piosenek: „Bohaterowie głupich czasów”, „To czego nie było”, „Teatr”, „Głód wynieś na szczyt”, „Schowajmy dumę do kieszeni”, oraz „Taniec wariata”. Jak poprzednicy zapraszam do siebie na stronę: www.adsu.art.pl , bo tam można nieco posłuchać, ale nie tylko posłuchać. Jeszcze nie wybrzmiały do końca drgania strun po ostatnim szarpnięciu gitary, a ja mogłem już zapowiedzieć ostatniego wykonawcę tej nocy (bo wieczór przerodził się już w noc). Trochę obawialiśmy się, że lekki chłód może wygoni słuchaczy do łóżek i namiotów, ale dzielnie trwali. Dla nas to też nagroda. Znaczy, że się nie dłużyło i że dobrze było. I ciekawie i...
Włodka Mazonia poznałem jesienią 2006 roku w jego muzycznej kryjówce, która z czasem stała się również nierzadko i moją. Tam też można go często spotkać, szczególnie w piątki wieczór, gdy występuje razem z zespołem dla swoich stałych słuchaczy, ale też i wszystkich, którzy zawitają do Cafe „Spotkanie z Balladą” na Placu Szczepańskim 3 w Krakowie, właśnie w piątkowy wieczór. Z powodu swojej skromności Włodek jak i zespół nie chcą, abym przytaczał ich festiwalowe zdobycze, powiem tylko, że są. Warto natomiast wspomnieć o nastroju, który potrafią stworzyć na swoich koncertach, bo jeśli mu się poddacie, to wejdziecie w łagodną krainę ciepła i przytulności. Na tyłach bacówki na Rycerzowej pojawili się w pełnym składzie: Agnieszka Kural- gitara basowa, Renata Jaśkowska- śpiew, Krzysztof Szmytke (tak, ten sam który przygotował całe nagłośnienie i oświetlenie sceny)- skrzypce, Kamil Majewski- instrument klawiszowy, no i oczywiście Włodzimierz Mazoń ojciec wszystkich piosenek, grający na gitarze akustycznej i śpiewający. Mimo, że wszystkie piosenki są autorstwa jednego artysty, to zawsze zaznacza on, że bez tego zespołu, to nigdy by tak nie brzmiały jak brzmią. No cóż o zespół trzeba dbać, szczególnie o taki zespół. Jeśli chcecie poczytać o nich i posłuchać piosenek, to zaglądnijcie na stronę: www.wlodzimierz.home.pl. Na Pierwszej OSPIE wystąpili w piosenkach autorskich: „Człowieczek”, ”Chwila”, ”Łąka”, „Prosta historia”, „Szaleję”, „Bajka”, „Właśnie piję twoje zdrowie”.
Występ zespołu Włodka Mazonia był dobrym zakończeniem tego wieczoru, bo myślę, że w każdym dzięki temu pozostał lekki niedosyt. Na koniec, wszyscy wykonawcy jeszcze raz zostali zaproszeni na scenę ukłonili się skromnie i nie pozostało nic innego jak tylko zaprosić na Drugą OSPĘ już w roku 2008, bo apetyt dopiero się wzmógł, więc pozostało jedynie wyczekiwanie.
Zapewne nie osiądziemy na laurach i coś w międzyczasie innego wymyślimy z piosenką autorską w tytule i pewnie w innym miejscu, ale pryszczata choroba zostanie raczej na stałe w terminarzu imprez Rycerzowej (no chyba, że Cegła ma nas już dość i powie, że termin zajęty lub coś innego ;o ale mimo to wierzymy, że powtórzymy). Posiedzieliśmy jeszcze potem przed schroniskiem w przyjaznej atmosferze przez parę godzin i upływał czas przy rozmowach i śmiechach, ale jasna łuna na wschodnim krańcu nieba coraz bardziej natrętnie przypominała, że niebawem trzeba będzie zejść na dół, więc chociaż chwila snu przyda się każdemu.
Jeszcze wspomnę, że w czasie występów i nie tylko wtedy, bardzo wytrwale pracowały aparaty fotograficzne i ich operatorzy, więc zdjęć powstało mnóstwo, a linki do nich można klikać poniżej: (na razie jeden na stronie Włodka w zakładce: „wydarzenia”) www.wlodzimierz.home.pl
Z tęsknotą wyczekujący następnej OSPY
adsu


Włodek MazońPierwsze objawy OSPY na twarzachPoeta Skuter(adsu) Karolina KARO RutowskaSłuchamy...Zespół Włodka



II Bieg na rakietach śnieżnych 03'2007

10 marca 2007 na Rycerzowej odbył się II bieg na rakietach śnieżnych. Tym razem dopisali uczestnicy - 26 zawodników, oraz pogoda. Od samego ranka nad Rycerzową świeciło słońce. Nie było więc wątpliwości że impreza na pewno się uda. I się udała.
Parę minut po godzinie 15 rozpoczął się wyścig. Bardzo szybko wszyscy zniknęli z polany pod schroniskiem i udali się w stronę wyznaczonego szlaku biegnącego najpierw łagodnie lasem a potem ostro na sam szczyt Wielkiej Rycerzowej. Zwycięzca przebiegł ponad 2 kilometrową trasę w 20 minut. Następny zawodnik przybiegł dopiero po 2 minutach. Pierwszy na mecie był Piotr Bryja z Ujsół, następni to Jacek Szumski z Żywca i Daniel Miodowski z Ujsół. Pierwszą kobietą na mecie była Magda Janowska z Katowic. Kolejni uczestnicy biegu spokojnie docierali do mety jeszcze przez kilka minut. Na szczególną uwagą zasługuje udział 2 dziewczynek Oli /7 lat/ i Małgosi /9 lat/, które pomimo trudnej i długiej trasy dzielnie dotarły do mety. Za parę lat na pewno będą poważnymi konkurentkami. Po rozdaniu nagród przenieśliśmy się do schroniska i zaczęło się wspólne biesiadowanie. Kuchnia pracowała pełną parą. A wszystko co przygotowała - palce lizać. Sam załapałem się na przepyszne racuchy z polewą jagodową. W radosnych nastrojach niektórzy trwali bardzo długo, inni krócej. Wszystkich następnego ranka przywiał piękny słoneczny dzień. O widokach już nie wspomnę...

Do zobaczenia za rok na kolejnym biegu i mam nadzieję już niebawem na Rycerzowej.

Kajetan

Wszyscy uczestnicyTuż przed startemZacięta walka na finiszuWręczenie nagrody zwycięzcyMagda - pierwsza wśród kobiet



Projekt - Bezpieczne góry

W październiku tego roku w Bacówce odbyła się już druga edycja programu "Bezpieczne Góry", której organizatorem jest Stowarzyszenie "Zielone Zagłębie" z Dąbrowy Górniczej. Projekt ten jest skierowany do uczniów oraz nauczycieli dąbrowskich liceów oraz gimnazjów, a jego celem jest zwiększenie świadomości z zakresu bezpieczeństwa ruchu turystycznego w górach oraz propagowanie turystyki górskiej i związanych z nią zasad oraz tradycji. Do tej pory dzięki środkom pozyskanym z Urzędu Miasta w Dąbrowie Górniczej, prywatnym sponsorom, wolontariuszom oraz zaangażowaniu w program partnerów takich jak Beskidzkia grupa GOPR i Bacówka PTTK na Rycerzowej udało się przeszkolić 79 uczniów i 14 nauczycieli, dla których udział w szkoleniu jest całkowicie nieodpłatny. Program szkolenia obejmuje dwudniową wędrówkę po szlakach Beskidu Żywieckiego oraz całodniowe szkolenie z zakresu bezpiecznego uprawiania turystki oraz pierwszej pomocy prowadzone przez fachowców z GOPR-u. Szczegółowe relacje z przebiegu akcji zarówno tego rocznej jak i z roku poprzedniego wraz z zdjęciami można znaleźć na stronie stowarzyszenia pod adresem. www.zielonezaglebie.org.pl . Jako miłośnik pieszych wędrówek po naszych przepięknych Beskidach oraz koordynator całego projektu jestem przekonany, iż akcja ta choćby w najmniejszym stopniu uświadomi wielu osobom, że w gruncie rzeczy nasze bezpieczeństwo w górach zależy przede wszystkim od nas samych, naszego przygotowania do wycieczki i naszego rozsądku. Mam również nadzieję, iż dzięki temu szkoleniu uda się uniknąć wielu niepotrzebnych wypadków, a sami uczestnicy programu będąc w sytuacjach zagrożenia własnego życia czy też osób postronnych bezproblemowo udzielą pomocy, być może ratując czasami nawet czyjeś życie. Dlatego też liczę, iż w przyszłości projekt ten będzie nie tylko kontynuowany, ale jego formuła ulegnie także znacznemu rozszerzeniu, aby jak najwięcej młodych osób mogło poznać smak przygody, zdobyć pasję jaką dla wielu są góry, promując jednocześnie bezpieczną i mądrą turystykę. Pragnę również serdecznie podziękować w swoim imieniu jak i całego stowarzyszenia wszystkim uczestnikom szkolenia oraz wszystkim goprowcom za ich ciężką prace, a także gospodarzowi Bacówki Darkowi, za to iż ugościł nas po raz kolejny.
Dzięki i do zobaczenia na szlaku!
Grzegorz Drygała
www.zielonezaglebie.org.pl

Podejście pod Małą RycerzowąPo szkoleniu goprowskimZajęcia z fantomem



Gitarą i Grulem 09'2006

W tym roku miałem to szczęście, aby wyrwać się z objęć zaborczego miasta i zawitać 16 września na Rycerzowej. Ciągle dziwię się, jak to się stało, że już piąty raz odbyło się spotkanie z łagodną, górską muzyką właśnie w tym urokliwym i przyjaznym miejscu, a mi przypadło dopiero teraz w nim pierwszy raz uczestniczyć. Witać, tak pewnie musi być, jako jest. Muzykę o charakterystycznym klimacie, można było już usłyszeć zaraz po wstąpieniu na polanę okalającą schronisko. Tak to już zapadło w przypadku tego gitarowania, że uczestnicy nie czekają na "oficjalne otwarcie gitary i grula", granie i śpiewanie sączy się już z wielu miejsc na wiele godzin przed ogniskiem. A od gospodarza-Cegły słyszałem, że nawet noc wcześniej, odbyły się przedbiegi wielkiej ogniskowej imprezy. Zapewne świadczy to o nieodpartej chęci jak najszybszego zmieszania się z niecodziennym klimatem i czarodziejską atmosferą. Pogoda w tym roku była bardzo łaskawa i w ogóle nie przpominała o nadciągającej jesieni. No, może kolory wokół co nieco o jesieni zaczęły nieśmiało wspominać, ale lekkość nocy na pewno nie. Gdy zasiedliśmy przy ogniu (oj wielkie to było ognisko), szybko musieliśmy powiększyć krąg ławek, aby oddalić się nieco od ciepła bijącego z palonych olbrzymich kawałków drzew. Gdy Cegła, sprawca całego zamieszania (jak i pewnie wszystkich imprez na Rycerzowej) rozpoczął "oficjalnie" (on chyba też nie lubi tego słowa) krótkim wstępem, nikt już zapewne nie narzekał na niewygody. Potem już wszystko się potoczyło wg. na bieżąco, spontanicznie układanego planu :-) , bo tak lepiej. Na początku usłyszeliśmy Dom o Zielonych Progach, wprawdzie w okrojonym składzie, ale wcale dobrze brzmiący w swoich słonecznych piosenkach. Gdy śpiewaliśmy razem z nimi, zdawać by się mogło, że iskry tańczą i śpiewają razem z nami. Zapewne wiatr pomagał im w tym tańcu, bo co chwilę zawiewał w inną stronę, to znów prosto w niebo. Później, drugim zespołem o ogólnopolskiej renomie, był duet panów "Młodzi z Łodzi" Rytmiczną grą i śpiewem wprowadzili nas w piosenki o nieco dłuższym stażu. Przypomniałem sobie teksty, których już nie śpiewałem od ładnych kilku lat. Bardzo miłe wspominki. Po zespołach, które często zapełniają krajwowe sceny, sił muzycznych spróbowali wszyscy, którzy na to mieli ochotę. Od tej pory zaśpiewy rozbrzmiewały z różnych stron ogniska. Po skończonej piosence można było słyszeć: Teraz my! I melodie zaczynały się sączyć od nowa. Gdzieś w trakcie w żar wpadły 2 worki ziemniaków (to znaczy u nas w Krakowie mówi się "ziemniaki"), albo gruli (jak kto woli, tak się podobno mówi na Rycerzowej od kiedy Cegła tam osiadł z rodziną :-)). Do zwęglonego efektu grula nie doczekałem, bo boląca głowa, zapowiadająca poranny deszcz, zmusiła mnie do odwiedzenia namiotu. Odwiedziny przydłużyły się do rana, ale przez sen (jakże miło spać w takiej atmosferze) długo, długo słyszałem jeszcze piosenki. Już szarość poranka przebijała płótno tropiku, a w mojej głowie ciągle kwitła myśl, że "tutaj w górach jest mój dom..."
Do zobaczenia i usłyszenia za rok.
adsu
zapraszam na: www.adsu.art.pl


V Turniej Siatkówki Górskiej 08'2006 im. "Piecha" *


Piechu po zwycięstwie w IV Turnieju* "Piechu" - Jacek Piechowiak, kapitan drużyny "ŁYYYYY" z Zielonej Góry, tryumfatorów Turniejów w 2004 i 2005 roku. Zmarł tragicznie w wieku 33 lat, tydzień przed kolejnym turniejem.

W sobotę 5 sierpnia b.r. odbył się na Rycerzowej w Beskidzie Żywieckim - V Turniej Siatkówki Górskiej (czytaj: "V Mistrzostwa Polski w Siatkówce Górskiej"). Impreza bardzo ciekawa a zarazem nietypowa. Gra w tego typu siatkówkę różni się od standardowej "siatki" tym, że gra prowadzona jest na wysokości 1120-1122 m n.p.m. (różnica wzniesień na boisku!), w butach górskich (powyżej kostki) i z plecakiem na plecach. Naprawdę zabawna gra! W tym roku do rozgrywek stanęło wiele drużyn z różnych stron Polski. Po naprawdę zaciętej walce w półfinale i finale zwycięzcami Turnieju została ekipa "Piwożłopów" z Łodzi, w składzie: Szymon Okła, Tomasz Kubacki, Paweł Miłek i Michał Kurzawiński. Drugie miejsce zajęła drużyna "Przystojniaków" z Klubu Górskiego "ZDOBYWCY" z Żywca w składzie: Arkadiusz Rus, Tomasz Jeziorski, Krzysztof Harężlak, Marcin Gmyrek, która wykazała równie wysoki poziom i tylko o włos przegrała w finale. Na trzecim miejscu uplasowali się "Gracze-Ścinacze", również z Klubu Górskiego "ZDOBYWCY" z Żywca, w składzie lekko mieszanym tj. : Rafał Gmyrek, Iwona Rus, Rafał Kasiński i Łukasz Gmyrek. Tegoroczny Turniej stał na bardzo wysokim i zaciętym poziomie. Pogoda nie rozpieszczała zawodników, którym przyszło grać przy lekko siąpiącym deszczu. Piłka do siatkówki w tych warunkach szybko stała się mokra i przypominała ciężarem małą piłkę lekarską! Nie zepsuło to jednak zabawy uczestnikom jak i kibicom, o czym świadczył poziom emocji zarówno na boisku jak i wokół niego. Cała zabawa zakończyła się wspaniałą biesiadą przy kominku w Bacówce PTTK na Rycerzowej. Jej klimat uświetnił wspaniałą grą na gitarze i śpiewem gospodarz bacówki Darek "Cegła" Cegłowski I ja tam byłem piwo i miód piłem, a com widział i słyszał w newsie umieściłem - Grzegorz Szczepaniak.

Koniec finałuZwycięscy V edycji - PIWOŻŁOPYPrzechodni Puchar Turnieju





Noc Kupały 06'2006

NOC KUPALY - SVäTOJÁNKSA NOC

Pri poslednej návšteve chaty Baczowka na Ryczerowej, nás chatár Cegža kamarát Krzyzsek pozvali, aby sme na chate strávili Svätojásku noc. Cesta na chatu začína na konečnej zástavke autobusu obce Vychylovka - Šudovia, kde si odparkujeme auto a dúfame že tam bude aj keď sa vrátime. Skontrolujeme si, či máme v ruksaku občiansky preukaz, lebo aj keď sa nám to vôbec nezdá ale ideme do zahraničia, Na borovičku a dobrú náladu nesmieme zabudnúť a môžeme ísť. Cesta začína po zelenej. Viacmenej je to mierna šlapačka hore kopcom ale netrvá ani hodinu a sme na hraniciach. Tu sa nachádzaju dve malé drevené colné chatrčky, ktoré už od nášho spoločného vstupu do EU slúžia skôr ako skrýš pred nečasom. Krátka pauza na občerstvenie, foto a pokračujeme v ceste. Odtiažto je to ešte asi polovica cesty ale o niečo náročnejšia. Z hranice sa dáme do žava na modrú značku a po 100 metroch chôdze po modrej hneď odbočíme v pravo na žltú do Požska. Chodníkom na žltej po slabej hodinke sa dostaneme na lúku kde sa po pravej strane nachádza malá opustená chatka. Pokračujeme lúkou do kopca a po 300metroch na žavej strane prichádzame na chatu Bačovku pod Rycerovou. Na chate panuje pohoda a dobrá nálada. Všetci sa pripravujú na večer, rúbe sa drevo na vatru, niektorí stavajú stany, iní zbierajú lúčne kvety, ďalší sedia na lavičkách pred chatou a popíjaju pivo. Načo nám bude tožko kvetov? No predsa na vence pre víly. Zdarma sme dostali aj kurz vytia vencov. Tie požské sú na rozdiel od našich obrovské a kvety trčia okolo hlavy ako lúče slnka. Podvečer sa zgrupujeme k obrovskej vatre pod chatou. Okolo je veža miesta na sedenie. Stmieva sa. Prichádza čoraz viac žudí. Mladíci začnú hrať na bubny a na pomoc im prichádzajú ďalší a ďalší. Na stromoch, ktoré celú túto atmosféru obkolesujú, sú jednoducho povešané poháre so sviečkou, zavesené na špagáte, svietia ako bludičky. Po krátkom Cegžovom príhovore sa zapáli vatra. A aby to všetko malo tú správnu atmosféru, všetkých nás navlečú do šiat z hrubého vreca a na hlavu dostaneme veniec. Takto vystrojení dlho do noci opekáme klobásy, tancujeme v rytme bubnov, rozprávame sa a smejeme sa. Vyvrcholením večera je chodenie po žeravom uhlí. Krzysek (Gužík) už dlhšiu dobu pripravoval kvalitnú pahrebu, bez kameňov a podobne. Potom nám predviedol ako po takom uhlí prejsť. Ťažko by niekto uveril, že to nepáli, keby sme to neskúsili. Naozaj neuveritežné ale k popáleninám nedošlo. Po pekne strávenej noci ideme spať do stanov, niektorí nemajú problém spať pod širákom a tým čo sa ušlo miesto na chate závidime Prebúdzame sa do krásneho letného rána - síce doštípaní od múch ale nevadí. Odchádzame s dobrým pocitom a sžubom že o rok sme tu zasa.

Veronika, Jana, Krisína, Zuzana, Michal, Vlado, Patrik pes Sabi

Atmosfera była gorąca ...Noc miłości, którą wybrać?...Wianki i lubczyk! Stawiam wszystkim!!!

Bieg na rakietach śnieżnych 03'2006

Diariusz "Pierwszego Międzynarodowego Biegu na Rakietach Śnieżnych"
- Start i meta: schronisko na Hali Rycerzowej
- Termin: sobota, 11 marca 2006
- Cel: rozegranie konkurencji, popularyzacja poruszania się na rakietach śnieżnych
- Organizatorzy: www.rycerzowa.pl; www.rakiety.pl


8:00 od rana śnieg rozdaje karty. Ani śladu przedwiośnia. Pierwsi zawodnicy dotarli już wczoraj, teraz ani myślą wstawać; chętnie by spróbowali warunków na trasie biegu, ale jej przebieg pozostaje tajemnicą. Wolą więc jeszcze poleżeć. Darek przygotowuje kuchnię na przyjazd gości.
10:00 wielkie "odtajnienie" trasy. Krzysztof załadowany traserami i strzałkami kierunkowymi przeciera ślad: z hali niebieskim, a następnie narciarskim szlakiem do granicy, tam za znakami czerwonymi na szczyt i dalej w dół przez polanę ponownie pod schron. Jak śnieg nie zasypie to ślad dotrwa do 14...
13:00 już wiemy, że będzie "poślizg". Dzwoni Kajetan (komandor biegu) z "dołu" i informuje że z powodu opadów... utknęli skuterem śnieżnym! Darek w międzyczasie odbiera kilka telefonów od zagubionych na trasie dojścia lub zupełnie odwołujących rezerwacje.
14:00 teoretycznie powinien rozpocząć się bieg, ale... Kustosz grzęźnie w kolejnej zaspie śnieżnej i zdyszanym głosem daje znać przez telefon, że jeszcze pół godziny. Na dodatek Darek otrzymuje kolejne zgłoszenia od "zaginionych w akcji".
15:00 zawodnicy wreszcie na starcie. Kilka pamiątkowych fotografii, namaszczenie z ust organizatorów i zaczyna się! Na prowadzenie szybkim sprintem wychodzi Magdalena Janowska. Od razu oddala się na około 20 metrów od reszty zawodników. Pozostali razem, w równym tempie, ale zdecydowanie idąc podążają po śladach Magdy. Do podejścia czerwonym szlakiem dystans pomiędzy prowadzącą Magdą i resztą wynosi od 10 do 50 metrów. Stromizna jednak daje znać o sobie i na polanę szczytową wybiegają już pojedynczo. Pierwsza linię mety przebiega liderka. Jak się okazało prowadzenia nie oddała od startu, aż do mety. Chwilę później metę przekracza Grzegorz, po nim Ostatni zawodnicy docierają około 15 minut później.
16:30 uroczyste zakończenie biegu i wręczenie nagród. Nasz kierownik schroniska) zamiast cieszyć się razem z nami, prowadzi kolejne zagubione osoby...
22:30 docierają ostatni zapisani uczestnicy biegu. Na bieg spóźnili się osiem godzin... Widocznie nie zabrali ze sobą rakiet.

Grzegorz Janowski

Pierwsze metry pod górę...Magda w pełnej krasie...Finisz Magdy!Minuta dla fotoreporterów




Gitarą i grulem 2005

Tegoroczna - IV edycja "Gitarą i grulem" odbyła się w ostatni weekend lata - 17 września. Mimo to pogoda była wybitnie nieletnia. Ciągle opadający słupek rtęci, który ostatecznie zatrzymał się na 3*C oraz ciągle opadająca z nieba woda, która ostatecznie zatrzymała się dopiero około 5 nad ranem, na szczęście nie przestraszyły prawdziwych turystów i amatorów górskiego grania. Bacówka pękała w szwach. Ludzie napływali drzwiami i oknami. Niesprzyjająca aura uniemożliwiła rozpalenie ogniska, przy którym wszyscy bez najmniejszego problemu mogliby znaleźć dla siebie kawałek przestrzeni. Dla odmiany udało nam się stłoczyć wewnątrz bacówki. Kto kiedykolwiek odwiedzi Rycerzową, może spróbować sobie wyobrazić, (choć nie będzie to łatwe), jak ponad 100 osób upycha się na bądź, co bądź nie największej bacówkowej świetlicy? Nie da się ukryć, że było bardzo ciepło i "przytulnie", a atmosferę dodatkowo rozgrzewali swoją grą i śpiewem Dom o zielonych progach i U Pana Boga za piecem, wspomagani przez członka zespołu Na bani - Łukasza Napierałę. Tegoroczna impreza odbyła się tylko pod znakiem gitary. Jednak brak tradycyjnych pieczonych w ognisku gruli w pełni zrekompensowała nam muzyka wykonywana przez wyżej wymienionych. Dość ograniczona przestrzeń w bacówce była przyczyną licznych podeptań (pozdrowienia dla ludzi ze skrzyni), ale przysparzała również wiele śmiesznych sytuacji i ciekawych wspomnień, a wspólne biesiadowanie dawało wszystkim wiele radości. A co wytrwalszym udało się doczekać do godziny 4, aby tradycyjnie zakończyć imprezę piosenką "Czarny blues o czwartej nad ranem". Następnie część z tych osób rozeszła się do pokojów, inni do (wyjątkowo licznych jak na zaistniałe warunki pogodowe) namiotów lub na z góry upatrzone miejsca na podłodze i schodach, a pozostali zasnęli po prostu tam gdzie siedzieli. Niestety wszystko, co dobre szybko się kończy, ale może równie szybko przyjdzie następne, więc z niecierpliwością czekam na przyszły rok i mam nadzieję, że wtedy pogoda będzie dla nas nieco łaskawsza.

Monika Chudzicka

U Pana Boga za piecemByło trochę ... przytulnieZnowu wyją...Sylwek Szweda - dał z siebie wszystkoBabia z bacówkiDom o zielonych progach




IV Turniej Siatkówki Górskiej



" POEMAT NA TEMAT, CZYLI GÓRSKA SIATKÓWKA NA RYCERZOWEJ"

Słuchajcie turyści, wędrowcy , traperzy,
kto chce niechaj wierzy , kto nie niech nie wierzy,
a prawda jest taka, że sierpnia szóstego ( 2005 r.)
odbyło się święto siatkarstwa górskiego.
Siatkarstwa górskiego?!- ktoś spyta nieśmiało,
w siatkówkę jak dotąd zazwyczaj się grało,
na hali, boisku lub piaszczystej plaży,
lecz w górach grać w siatkę się nikt nie odważył.

A jednak widziałem to na własne oczy,
jak turniej siatkówki w Beskidach się toczył,
na Rycerzowej rzecz działa się cała,
w tutejszej bacówce się właśnie spotkała
czołówka krajowa szalonych siatkarzy,
by rywalizować wśród górskich pejzaży.

Lecz aby rozpocząć całą zabawę
"Cegła" skosić musiał boiskową trawę.
Gdy tego dokonał zaczęło się wszystko,
wkroczyły zespoły na świeże boisko.

Do walki stanęło dwanaście drużyn,
niektóre po długiej i ciężkiej podróży.
A w każdej drużynie po czterech siatkarzy,
dziewczyny, chłopaki, i młodzi i starzy,
i każdy zawodnik z plecakiem na plecach,
i w górskich buciorach i grubych skarpetach.

A nad tym, by całość przebiegła jak trzeba,
czuwał Stróż Anioł, ale nie taki z nieba,
lecz sprowadzony wprost z awuefu,
sprawiedliwy sędzia, poskromiciel grzechu.

Walka się toczyła przy zmiennej pogodzie,
i w słońcu, i w deszczu, i w pyle, i w błocie,
by po długich godzinach i meczach wielu,
turniej mógł dotrzeć szczęśliwie do celu,
czyli finału, gdzie " Piwożłopy" i zespół "Łyyy",
z sobą walczyły jak dzielne lwy.
W końcu w ulewie i błocku po kostki,
"Łyyy" obronili tytuł mistrzowski.



Bo już zdobyli go raz w zeszłym roku!!!
- no a co potem??. Potem do zmroku
przez wieczór cały, aż do rana
bacówka była rozśpiewana.

My "Młodzi z Łodzi" też tam byliśmy,
dla wszystkich gości chętnie graliśmy
hity ze szlaków- to się wie,
bo My to grupa "SGT".

Ja jestem "Komar"i klnę się na wszystko,
cały ten turniej, to zjawisko,
cała ta impra, cała zabawa,
to jest po prostu bombowa sprawa.

Więc ilu tylko jest Was na świecie
i ilu chętnych tylko znajdziecie,
na Rycerzową przybywajcie,
w górską siatkówkę tutaj zagrajcie.


Piotr " Komar" Komorowski
"SGT" i " Młodzi z Łodzi"




Po meczuNie było lekko...Cudowny personel pokonany

Taniec w błocieJak zwykle sędziował DoktorekRadość zwycięzców




Noc Kupały 2005

"Gdy słońce Raka zagrzewa,
A słowik więcej nie śpiewa,
Sobótkę, jako czas niesie,
Zapalono w Czarnym Lesie."
(Jan Kochanowski)

Lato zawitało na Rycerzową nieco wcześniej niż gdzie indziej, bo już 18 czerwca. Gospodarz Cegła zadbał o to, abyśmy mogli się delektować różnymi tradycjami związanymi z nocą świętojańską, dlatego poczuliśmy się trochę jak w czasach zacytowanego Poety.
Jeszcze przed nastaniem nocy bawiliśmy się wspólnie z Bractwem Rycerskim z Ogrodzieńca. Pogoda wprawdzie nie kojarzyła się z nadchodzącym latem, jednak w gorącej atmosferze dziewczyny z Bractwa uczyły nas dawnych tańców dworskich. Pląsaliśmy w parach, wszyscy razem w kółku i wężykiem :) Potem zrobiło się jeszcze goręcej, gdy na plac boju wyszli dzielni rycerze z bronią i w ciężkich kolczugach, aby dać pokaz swojego kunsztu. Można było spróbować własnych sił w tych potyczkach - znalazła się nawet chętna białogłowa, która mimo przytłaczającego ją ciężaru nie dawała za wygraną i walczyła z wielkim zaangażowaniem. A inne białogłowy przygotowywały w tym czasie wianki z różnokolorowych, polnych kwiatów.
Wieczorem usiedliśmy przy dużym ognisku w strojach "z epoki" - dostaliśmy od Cegły grube, zgrzebne, płócienne worki na nasze grzbiety i sznurki do ich przewiązania. Całkiem nieźle komponowały się z kwietnymi wiankami! :) Nocny, górski chłód i muzyka wydobywająca się z kilku bębnów zachęcały do tańców wokół ognia. Z boku zostało rozpalone drugie ognisko, mające nieco inny cel niż to główne.... Z rozżarzonych węgli utworzono coś w rodzaju dywanu i chętni śmiałkowie mogli spróbować chodzenia po tych węglach bosymi stopami. Należało jedynie przestrzegać kilku ważnych zasad i okazało się, że jest to bardzo przyjemne, nie stanowi żadnego problemu, choć pozornie wygląda na trudne do wykonania! Sama tym razem jeszcze się nie skusiłam, ale za rok... :) Każdy spacerowicz dostawał też od Gospodarza specjalny, magiczny napój ku pokrzepieniu. Jego pełny skład pewnie pozostanie tajemnicą - wyraźnie wyczuliśmy jednak smakowitą woń imbiru... A jakby komuś było mało atrakcji ogniowych, to można było się także zachwycić długim pokazem grupy z Krakowa bawiącej się "żonglerką", której efekty wyglądały szczególnie malowniczo! Krótka noc mijała szybko na wesołych harcach. Ciekawe, czy komuś udało się odnaleźć kwiat paproci...

Bogusia

Chętni strzelali z łukuMagiczny ogień zapłonął..Zleciały się czarownice

Bractwo Rycerskie z OgrodzieńcaPokaz siłyBractwo z białogłowamiPojedynek przy ognisku

Przygotowania do Fayer ShowZaczęło się!Magiczny ogieńPrawie jak smokEfekt motylaNieliczni chodzili po rozżarzonych węglachCzekam na Was za rok - Kochasieeee...he, he !!!


Slajdowisko - Indygirka 2001, Maroko 2004

Dnia 9 kwietnia 2005 Bacówka na Rycerzowej gościła nie byle jakich gości. Oprócz zacnego grona mniej lub bardziej stałych bywalców i wytrwałych turystów górskich, pojawili się dwaj światowej sławy :) podróżnicy, którzy zabrali nas na przejażdżkę w dwa skrajne klimatycznie (i nie tylko) regiony naszego globu.
Najpierw o swojej wyprawie do Maroka opowiedział Piotr Musiał. Kolorystyka i styl reporterski fotografii powodowały, że można było niemal poczuć zapach wąskich uliczek, usłyszeć nawoływania sprzedawców, poczuć na sobie żar lejący się z błękitnego, afrykańskiego nieba. I te kolory! A to czapki, a to stroje, a to dywany, a już największe wrażenie zrobiły na mnie kadzie z barwnikami do farbowania skór. Tak ładne, że aż chciałoby się do nich skoczyć! (O ewentualnych konsekwencjach takiego czynu lepiej nie myśleć!).
Niekwestionowaną gwiazdą wieczoru okazał się jednak Jasiu Bochenek, który zaprezentował prześwietnej publiczności slajdy z samotnego spływu pontonem rzeką Indygirką w Jakucji (Syberia) z 2001 roku. To dopiero wyczyn! Szczególnie, że momentami rzeka osiąga V. stopień trudności (przy sześciostopniowej skali) i że Jasiu jest pierwszym Polakiem, który się odważył zmierzyć z jej żywiołem. Powiało grozą! Można się jedynie domyślać uczuć, jakie towarzyszyły w pewnych momentach, gdy rzeka okazywała się szczególnie niebezpieczna. Łatwo się o tym opowiada ( a tym bardziej słucha), gdy się siedzi w ciepełku, pod dachem, gdzie nic „pod spodem” nie płynie... Początkowo pojawiło się zagrożenie, że Jasiu nie będzie mógł pokazać nam swoich zdjęć do końca z powodu niepohamowanych wybuchów radości, jakie raz za razem miały miejsce (aż się Bacówka trzęsła w posadach!). A to dlatego, że mieliśmy okazję zapoznać się z kilkoma miłymi jegomościami – mieszkańcami syberyjskiej tajgi i okolic, którzy to „za kołnierz nie wylewają”. To właśnie ich portrety uchwycone w „stanie nieważkości” oraz barwne opowieści Jasia spowodowały te wstrząsy. Potem już było nieco spokojniej, gdy odkrywaliśmy piękno syberyjskiej przyrody wraz z jej osobliwościami, np. wieczną zmarzliną, lodem gruntowym etc. No i te przygody, od których dech zapiera, i ludzie, których gościnność i życzliwość może tylko zachwycać, i te przestrzenie... Możemy tylko pozazdrościć albo ... wziąć przykład z Jasia!
A potem, co wytrwalsi, dyskutowali na sobie tylko znane tematy, ktoś przygrywał na gitarze, ktoś cichutko śpiewał... No! Jak to zwykle w górach!

            Agata
"Tagusia" Ptasznik



Sylwester 2004/2005

Koncepcja wypadu sylwestrowego na Rycerzową narodziła się w naszych głowach, kiedy to wiosną pojawiłam się tam po raz pierwszy z Krzysiem alias "jam jest legendą tego rajdu" (dla niewtajemniczonych - rajdu PK). Przesympatyczna obsługa w osobie Przemka udzieliła niezbędnych informacji na temat całej akcji i poleciła w okolicy jesieni zgłosić się z rezerwacją. Początkowo nasza ekipa miała być liczniejsza niestety pod wpływem nieoczekiwanych wydarzeń stopniała niczym śnieg w Krakowie do 3 osóbek. Nie zraziło nas to gdyż znając możliwości wyżej wspomnianego Krzysia można było liczyć na zabawę. Ponadto zamierzaliśmy przeprowadzić pełną integrację z nowo poznanymi uczestnikami sylwestrowych igraszek. Nasze przewidywania nie zawiodły nas, choć granica błędu była duża. Nigdy nie wiadomo, jakie świry zbłądzą na Rycerzową...
Jak przystało na wydluuużonego sylwestra zabawę rozpoczęliśmy dzień wcześniej degustując trunki własne (tzn. wytachane na górę) jak i lokalne... ach to grzane winko, nie przeżyłabym bez niego!!! Obowiązkowo rozpalony kominek i jeszcze pełne energii i dobrych chęci osóbki! Musze dodać ze zapasy energii zostały doładowane poprzez wcześniejsze spożycie mnimuśnego obiadku ;)
W sylwestrowy poranek, co poniektórzy mieli już spadek zasilania po imprezie poprzedniego wieczora. Zostało to szybko zniwelowane kolejna "porcją" energii i szaleńczymi zjazdami na oponach. Wieczorem Gospodarze zajęli się dekoracją sali balowej i przygotowaniem sprzętu nagłaśniającego całe wydarzenie. Całe szczęście, że dobroduszny Cegła zadbał o zdrowie fizyczne "zawodników" sylwestrowych i zaserwował wręcz wyborny smalczyk (inaczej nikt by nie dociągnął do północy). Rozochoceni imprezowicze odstawiali niesamowite pląsy i tany w rytm muzyczki z fachowego sprzętu hi-fi ;) Niestety pewna część bojowników poległa na polu walki omijając najważniejszy punkt programu a mianowicie ognisko o północy (skończyło się bez ofiar), sztuczne ognie i składanie życzeń noworocznych. Poczym wszyscy powrócili do pląsów i tak już zostało do samego rana (najdzielniejsi padli ok. 5).
Poranek był ciężki i dluuugi jak przystało na Nowy Rok-jeśli nic ci nie jest to znaczy, że kiepsko się bawiłeś!!! Po południu i wieczorem kolejna porcja rozrywki w postaci niesamowitych opowieści o koledze, który nie doczekał do północy w mistrzowskim wykonaniu boskiego Panka (specjalne pozdrowionka)!
I tak wszystko, co dobre a właściwie najlepsze szybko się kończy. Szczerze powiedziawszy to był chyba najlepszy i najdłuższy Sylwester, na jakim byłam i mam nadzieję, że nie ostatni! Doborowe towarzystwo, wspaniali Gospodarze i niezapomniana atmosfera sprawiają, że chce się tam zostać na dłużej i wracać przy każdej możliwej okazji!!! My tam jeszcze wrócimy nieraz...
A na dole... cóż... próba powtórnego przystosowania się do szarej rzeczywistości jakoś się powiodła ;)

Mała Asia

Już Nowy RokNocne widoki, w dalekim tle Tatry






Gitarą i grulem 2004

W pierwszy jesienny weekend Rycerzowa powitała nas leśną ciszą, jesiennymi barwami na polanach, gościnnością i wesołym gwarem w bacówce, do której przywędrowali miłośnicy wspólnego, turystycznego grania i śpiewania pod szyldem "w górach jest wszystko, co kocham". Spośród wykonawców związanych z tym programem pojawili się: Dom o Zielonych Progach, Robert Marcinkowski i Łukasz Napierała z zespołu Na Bani.
Było to trzecie już spotkanie pod nazwą "Gitarą i grulem", jednak oprócz gitar uczestnicy zaciągnęli oczywiście do bacówki również inne instrumenty. I nie trzeba było długo czekać na to, aby poszły w ruch! Choć główna część imprezy miała się zacząć przy wieczornym ognisku, to już znacznie wcześniej kilku młodych górali z Zawoi chwyciło za smyki przy bacówkowym kominku. A muzyczka była na tyle dziarska, że dziewczyny ruszyły w tany na niedużym kawałku podłogi. Inni słuchali grajków korzystając jednocześnie z uczty dla ciała i uroków firmowej herbaty.
Ognisko zostało rozpalone nieco poniżej bacówki i tam już Gospodarz Darek "Cegła" przywitał nas - jak sam stwierdził - oficjalnie, choć to oczywiście dość umowne określenie, niepasujące zbytnio do bardzo sympatycznego i otwartego Gospodarza. A potem popłynęła muzyka w wykonaniu wspomnianych już wcześniej wykonawców - tym razem klimaty głównie gitarowe, ale i skrzypce, flet, bongosy... Także i tutaj nie zabrakło ognistych tańców! Pomimo opadów w ostatnich dniach aura na szczęście była dla nas przyjazna, a gwiazdy rozjaśniały górskie mroki. Darek wrzucił do ogniskowych popiołów 2 worki gruli, które ze smakiem zajadaliśmy, a i tak nasze możliwości konsumpcyjne okazały się niestety zbyt skromne!
Równocześnie ze stopniowym zmniejszaniem się wielkości ognia i ilości biesiadników, następowało zacieśnianie kręgu przez tych, którzy pozostawali. Bo bliżej, to i cieplej i milej i bardziej integracyjnie... tym bardziej, że nocne chłody są już bardziej odczuwalne. I w ten sposób, przekazując sobie gitarę z rąk do rąk dotrwaliśmy do kultowej już pory, czyli "czwartej nad ranem" - oczywiście nie mogło się obyć także bez tej pieśni, jako jednej z piosenek na wyjście z ogniska...

Dom o zielonych progach

Domu o Zielonych Progach i ich Przyjaciół do grania zachęcać nie trzeba... po niedzielnym śniadaniu zespół ochoczo przystąpił do ćwiczenia swojej najnowszej piosenki, która bardzo mnie urzekła. Popłynęły też wcześniejsze szlagiery, dając radość i wzruszenia zebranym wokół łazikom. Ciężko było się rozstawać więc moment pakowania instrumentów ciągle się odwlekał...
Niedawno wróble ćwierkały, że jeden z przewodników turystycznych poświęcił odrobinę miejsca artystom programu "w górach jest wszystko co kocham", określając ich "artystami biwakowymi na ogół niewysokich lotów", co niektórzy z nich ochoczo i żartobliwie teraz podkreślają :) Mam nadzieję, że za rok będziemy mogli ponownie oceniać na Rycerzowej wysokość tych lotów - dla mnie są w sam raz! :)



Bogusia Pawlak



III Turniej Siatkówki Górskiej

Po raz trzeci gościliśmy na Rycerzowej siatkarzy górskich. Turniej stał jak zwykle na wysokim poziomie 1120 m. n.p.m. W tym roku do walki o nowy puchar przechodni stawiło się sześć drużyn. Zwycięzcami została ekipa z Zielonej Góry - "Łyyy!". Gospodarze zajęli miejsce w pierwszej szóstce - czyli szóste.

Cegła

Dnia siódmego, ósmego miesiąca roku Pańskiego 2004 siatkarska Polska zebrała się na Rycerzowej w celu rozegrania turnieju siatkówki górskiej. Również stawiliśmy się MY, reprezentanci MKKT Bielsko-Biała pod nazwą "Konie Apokalipsy". Jako beniaminek tych rozgrywek byliśmy mile zaskoczeni ubiorem uczestników turnieju, którzy mieli obowiązek występować w butach trekingowych oraz z plecakami. W miłej atmosferze, przy zdrowej rywalizacji sportowej, oraz miłym i ironicznym dopingu, przy uczciwym sędziowaniu zdobyliśmy zaszczytne trzecie miejsce, zdobywając ochraniacze turystyczne. Nasze ambicje sportowe zostały nie spełnione, dlatego spotkamy się za rok.

Reprezentacja MKKT
Konie Apokalipsy

Uczestnicy turnieju


Andrzejki 2002

W weekend 30.XI-1.XII 2002 w schronisku na Rycerzowej miała miejsce zabawa andrzejkowa. Wiadomość o organizowanej imprezie rozeszła się z szybkością błyskawicy pocztą pantoflową (tudzież mailową), czego efektem był komplet spragnionych wróżb gości.
Jako że jesienne wieczory sprzyjają pogadankom przy herbatce i nie tylko, również tutaj, po wyczerpujących himalajskich wyczynach (czytaj: zdobywanie Wielkiej Rycerzowej), w jadalni było tłoczno i wesoło.
Impreza rozpoczęła się o godzinie 18, kiedy to Gospodarz wprowadził nas w mistyczną atmosferę andrzejkową. Stoły z minuty na minutę zapełniły się łakociami (np. wspaniałą szarlotką). Podano m.in. pyszną zupę rybną i pomidorówkę (dla głodomorów - możliwość dokładki), chleb ze smalcem domowej roboty oraz grzańca (ze względu na przepisy bezpieczeństwa dokładki nie przewidziano). Po części konsumpcyjnej w ruch poszedł klucz, wosk oraz fantazja wróżbitów. Wybrańcy mogli spojrzeć przyszłości prosto w oczy. Hitem wieczoru okazał się cień królika, na widok którego konkluzja była następująca: "Będzie miał dużo dzieci".

Foto: Paweł HandzlikFoto: Paweł Handzlik

Następnie za pomocą filiżanek, obrączki samego Gospodarza (jej ściągnięcie wymagało z pewnością wielkiego poświęcenia) oraz monety, niektórzy dowiedzieli się co ich czeka: żeniaczka (zamążpójście), dobre interesy, czy po prostu nic. Nie zabrakło również wróżby na podstawie butów, wykupywania fantów, etc.

Foto: Paweł Handzlik

Na deser uczestnicy Andrzejków otrzymali galaretkę z bakaliami a następnie rozpoczęła się część taneczna. Na początku "unplugged" - duet bębnowo-gitarowy, potem sprawdzone "hiciory" z wieży hi-fi.
Uważam imprezę andrzejkową za wyjątkowo udaną. Chodzą słuchy, że można już dokonywać rezerwacji na Andrzejki 2003...

Maciej Goliszewski

Relacja i zdjęcia z Andrzejek 2002 pochodzą ze strony: www.bblive.com.pl.



I Międzynarodówka Jajcarska

26 października w schronisku na Rycerzowej odbyło się I w tym roku jajcowanie i mam nadzieję, że nie będzie ono ostatnim.
Ów nietypowy sport powstał za sprawą Agnieszki i Darka Cegłowskich i wzbudził ogromne zainteresowanie. Międzynarodówka rozpoczęła się nadaniem wszystkim uczestnikom zaszczytnych tytułów Towarzyszy (skojarzonka z Rewolucją Październikową) i zwierzęcych pseudonimów. A więc był: Towarzysz Lew, Niedźwiedź, Zając, Słoń, Żyrafa, Pies, Komar, Gąsienica... oraz Towarzyszki Kaczka, Małpa, Mucha, Sowa, Tygrysica i wiele, wiele innych. Ogółem zgromadzenie jajcarzy objęło około 40 osób. Po rozdaniu wszystkich zaszczytnych, zwierzęcych pseudonimów rozpoczęła się najważniejsza konkurencja tegoż niezapomnianego wieczoru. Jajcarze ze wszystkich stron naszego kraju narażając swe ciała na bóle brzucha, zwiotczenie mięśni twarzy i utratę głosu rozpoczęli z wielkim entuzjazmem opowiadanie dowcipów. Śmiech wprawił w wibracje całe schronisko a nawet okoliczne wzgórza (ponoć było nas słychać w Zakopanem). Trzęsły się ściany, drżała podłoga, ludzie w śmiechowym amoku tarzali się po podłodze - istny koniec świata.
Towarzysze JajcarzeTa niesamowita atmosfera utrzymywała się do późnych godzin wieczornych i gdyby nie ogromne wyczerpanie uczestników i utrata głosu, pewnie trwałaby do rana. Konkurencja zakończyła się przyznaniem dwóch pierwszych miejsc: Towarzyszce Tygrysicy i Towarzyszowi Gąsienicy za niepowtarzalne poczucie humoru oraz wprowadzenie dodatkowych efektów - wibracyjnych.
Śmiechy ucichły, wibracje ustały, wykończeni Towarzysze zasiedli do stołów. Przy dźwiękach muzyki i kuflach piwa (lało się strumieniami) odpłynęli w krainę fantazji, by wyobrazić sobie następną, II już Międzynarodówkę Jajcarską.
Tak się składa, że ja też tam byłam, zwłaszcza grzańce piłam i fantastycznie się bawiłam.

Ania Fijoł (Tow. Małpa)

PS. Serdecznie zapraszam w imieniu nas - jajcarzy, na następną Międzynarodówkę Jajcarską.
Tychy, 28.10.2002



I Turniej Siatkówki Górskiej

Pierwsza sobota sierpnia 2002 przywiodła na Rycerzową pionierskie grono siatkarzy wysokogórskich. Stawiły się cztery mieszane w składzie drużyny: "Witamy", "Obstawa Księżniczki", "Cieniasy" i "Kaczory" oraz profesjonalny sędzia. Krótkie zapoznanie się z warunkami, zasadami, rozgrzewka, losowanie i heja! Zasady - no właśnie: siatkówka górska to plecak, buty nad kostkę i w tym na boisko.
Mecze wywoływały wiele emocji. "Obstawa" kontra "Kaczory", a następnie "Witamy" kontra "Cieniasy". Kierownictwo szalało! Pogoda dopisała, sędzia też dopisywał co rusz po jednym punkcie. Mieliśmy zapewnioną powietrzną ochronę - trzy urocze skrzydlate drapieżniki krążyły na niebie nad naszymi głowami.

Każdy mecz był bardzo zacięty...

Mimo, że deszcz padał wcześniej przez trzy dni, w liniach końcowych boiska nie zebrała się woda. Poziom turnieju był niezwykle wysoki - 1120 m n.p.m. Zawodnicy musieli wykazać kunszt walki, by nie utracić punktu z własnego powodu. Powierzchnia boiska bowiem nie dała się prosto scałkować. Tak więc nie wychodziły wszelkie standardowe akcje. Nie obyło się oczywiście bez pięknych zagrań. Na Rycerzowej spotkali się miłośnicy świszczących zagrywek.

Obstawa KsiężniczkiWszyscy uczestnicy zawodów

O trzecie miejsce walczyły drużyny "Cieniasów" i "Kaczorów". Natomiast "Obstawa Księżniczki" w finale nie dała rady. Mistrzami zostali "Witamy". W ruch poszły dyplomy, skrzynka piwa i inne różniste nagrody.

Serwis CieniasówNagrody, nagrody,...

Turniej zakończyła rozgrywka zmieszanych drużyn liczących ponad dziesięć osób. Była to zemsta na przepisach, które w turnieju wskazywały jedynie czworo zawodników w drużynie. I tak byliśmy najlepsi. Rewanż za rok.

Cieniasy



Noc Kupały 2002

"Podczas nocy trzeba wierzyć w światło".
Edmund Rostand

Noc - czas od zachodu do wschodu słońca - część doby, kiedy słońce znajduje się poniżej horyzontu i panuje ciemność; gwieździsta noc, czerwcowa noc, głęboka, najkrótsza, obfitująca w różne dźwięki i zdarzenia - NOC KUPAŁY.







Światowid przybył...Autorzy rzeźby

W noc letniego przesilenia z 22 na 23 czerwca 2002 roku w Bacówce na Rycerzowej działo się oj działo...! Grupa szaleńców, którym w duszy gra, postanowiła, wzorem naszych przodków świętować tę szczególną noc. Po zachodzie słońca wszyscy "prasłowianie" w zgrzebnych strojach zebrali się wokół stosu z napięciem czekając na to co nastąpi. Mistrz ceremonii (czyt. "MIKOŁAJ") nakazał rozpocząć obrzędy.

Mistrz ceremoniiSłowiański ptakSłowiańskie czary...

Z wykrzesanej iskry zapłonęło ognisko. Nie, nie po to żeby spalić "DRZEWO", czy też wypalić "CEGŁĘ", ale po to aby wokół niego tańczyć w rytm bębnów, aby przez nie skakać, przy nim śpiewać i grzać się... Tańcom, hulankom i śpiewom nie było końca. Dopiero wschód słońca wygnał ostatnich biesiadników nocy. Magia zmieniła się w dzień, pomogła słońcu, które od następnego dnia - najdłuższego, będzie opuszczało się coraz niżej, i niżej, ustępując pola nocy.

400%



SLAJDOWISKO, 23 marca 2002

W sobotę, 23 marca gościliśmy w bacówce znanego niepełnosprawnego wspinacza z Żywca - Krzysztofa Gardasia. Krzyś mimo tego, że porusza się o kulach zwiedził już kawał świata. Tym razem barwnie i ciekawie opowiadał o swoich wyprawach na Mont Blanc w Alpach oraz na najwyższy szczyt Ameryki Południowej - Aconcaguę w Andach. Turyści dopisali pomimo zimowej aury a kalendarzowej wiosny. W ciepełku, przy mile trzaskającym kominku i doskonałych przeźroczach czas płynął bardzo szybko. Impreza miała kilka zaskakujących momentów. Tak się akurat złożyło, że tego dnia nasz bohater kończył 32 lata (dowiedzieliśmy się o tym w tajemnicy). Z tej okazji, ku swojemu miłemu zaskoczeniu otrzymał upominek w postaci tortu i gromkiego "sto lat !!!".

Sto lat dla Krzyśka

Po prelekcji samoistnie rozwinęła się impreza grająca, której to kulminacją była zbiorowa kąpiel w śniegu. w strojach Adama i Ewy. Pomysł wypłynął od naszych gości z Finlandii, których Krzyś poznał w Andach. Pia i Jukka właśnie przyjechali do Polski i odwiedzili nasze skromne progi. Na zakończenie Krzyś obiecał wizytę jesienią, a wtedy pokaże slajdy z Kilimandżaro i Elbrusa.

Cegła i Drzewo



Święto Kobiet 2002

W sobotę, dnia 9 marca obchodziliśmy w bacówce Święto Kobiet. Uroczystość, ku uciesze licznie zgromadzonych Pań, zaczęła się od zaśpiewania przez amatorski chór męski specjalnie ułożonej piosenki. Niekwestionowanym liderem grupy był Tadzio - niespełna dwuletni młodzieniec z Warszawy. Po bardzo krótkim wstępie kierownika, któremu ze wzruszenia język stanął kołkiem, z odsieczą przyszedł Karol, deklamując wiersz K.I. Gałczyńskiego. Następnie każda z Pań otrzymała upominek (nie był to niestety goździk czy też rajstopy). Po poczęstunku przyszedł czas na konkursy, które miały wyłonić Superbabeczkę 2002.




Konkurencja skakania przez kablaBabeczki smakują przyprawy

Konkurencje były przeróżne a walka zażarta i wyrównana. Panie musiały przypomnieć sobie m.in. jak skakać w gumę (do-za-na), wykazać się znajomością gwary żywieckiej, czy rozpoznawaniem smaków różnych przypraw. Zabawa była przednia a Panie wykazały się wysokim poziomem sportowo-intelektualnym. Do ścisłego finału zakwalifikowały się trzy Babeczki - wszystkie z szansą na tytuł. Ostatnia konkurencja polegała na ubijaniu białka z jaj, na czas. Po zaciekłej walce, przy ogłuszającym dopingu najszybsza była Aga z Krakowa, lecz w generalnej klasyfikacji zwyciężyła AGATA z Wrocławia - SUPERBABKA 2002. Po uroczystym wręczeniu nagród i minucie dla fotografów, nastał czas tańców w rytmach muzyki z lat siedemdziesiątych.

Podczas ubijania białka z jaj na czas.Wręczanie nagród Superbabce 2002

Cegła i Drzewo



Sylwester 2001/2002

Nowy Rok 2002 spędzałem z wesołą gromadą w Bacówce na Rycerzowej. W skrócie rzecz ujmując był to niezapomniany Sylwester (choć co nieco za sprawą trunków rozweselających musiało się siłą rzeczy "stracić" z pamięci).
Ale wracając do rzeczy. Na pewno pamiętam wyśmienite żarełko jakie serwowali chłopaki i dziewczyny z Bacówy. Takich smaków nie da się po prostu zapomnieć. Ani opisać. W każdym razie umrzeć z głodu mógł tylko frajer. No dobra dość o tem.
Sama imprezka było zorganizowana z tak zwanym jajem. Wszyscy pożywieni wykąpani zeszli do sali około godziny 20:00 i wiekszość tam już pozostała do samego północka oddając się tańcom, pląsom i innym rozrywkom przy dźwiękach muzyki odtwarzanej non stop przez prąd jak i na żywo. Ogólnie dużo śmiechu było i zabawy beztroskiej.

Nowy Rok przywitalismy hucznie, z racami, pochodniami, wiwatami przy ogromnym ognisku. Posileni gorącym, parującym bigosem, rozgrzani szampanem i rześkim powietrzem poskładali sobie wszyscy razem i z osobna życzenia noworoczne. Czyli, że nastąpiła integracja. W nowym Roku zabawa trwała nadal. Pary i całe gromady tańcowały do utraty tchu, co poniektórzy utracili też obuwie. Rankiem okazało się, że nie wszyscy dotrwali do końca ciszy nocnej, ale i tak było nas jeszcze sporo. Na pewno więcej, niż nieszczęsnych baloników dekoracyjnych, z których ocalały bodajże dwa.
Tak się zakończył Sylwester na Rycerzowej.
Jeszcze korzystając z miejsca, chciałem oficjalnie i gorąco przeprosić całą obsługę schroniska, za straty moralne i psychiczne zaistniałe w wyniku mojej tam bytności w okresie 29.XII.2001 - 2.I.2002.

Wawek



Andrzejki 2001

Nawiązując do tradycji, postanowiliśmy zorganizować w bacówce zabawę andrzejkową. W sobotę, 1 grudnia zjechali do nas goście z różnych stron kraju, miedzy innymi z Krakowa, Warszawy, Bielska-Białej, Wrocławia i Zawiercia. Gdy wszyscy rozgościli się na dobre i zapadł zmrok, zasiedliśmy do stołu. Przy palących się świecach i trzaskającym kominku, zjedliśmy główne danie wieczoru � zupę z dyni z grzankami.

Autor zupy - Mikołaj z Zawiercia, wraz z wazą

Następnie popijając grzane wino i pałaszując ciasta, rozpoczęliśmy wróżenie. Odchodząc w tym temacie od tradycji, z powodu modnego dziś równouprawnienia, wróżyła sobie także płeć brzydka. Było więc lanie wosku, ustawianie butów, wykupywanie fantów... Radości i śmiechu przy tym co niemiara... Po wróżbach reszta wieczoru upłynęła na opowiadaniu dowcipów, wspólnym śpiewaniu przy dźwiękach gitary, bębna i drumli oraz pląsach tanecznych.

Cegła

Pokazy slajdów 1996-2010

1996/12 TEMAT: TRZY MIESIĄCE W AFRYCE. ?
1997/11 TEMAT: AŁTAJ. Anna Niedźwiedź
2002/03 TEMAT: ALPY - MONT BLANC, ANDY - ACONCAQUA. Krzysztof Gardaś
2002/11 TEMAT: HIMALAJE GARHWALU. Kazimierz Sobański
2003/03 TEMAT: AFRYKA - KILIMANDŻARO, KAUKAZ - ELBRUS. Krzysztof Gardaś.
2003/04 TEMAT: ALPY WSCHODNIE, WĘGRY - GÓRY BUKOWE, BESKIDY ZIMĄ. Paweł Klimek.
2003/12 TEMAT: SAMOTNE ZIMOWE OBEJŚCIE BAJKAŁU. Jaś Bochenek.
2004/02 TEMAT: POLSKIE ZIMOWE WYPRAWY NA NANGA PARBAT I MAKALU. Andrzej Samolewicz.
2004/12 TEMAT: MOJE MAGICZNE MIEJSCA W GORGANACH I CZARNOHORZE. Witold Osiński.
2005/03 TEMAT: SYBERIA, HIMALAJE. Marian Wontulok i Sebastian Bestrzyński.
2005/04 TEMAT: SAMOTNY SPŁYW INDYGIRKĄ. Jasiu Bochenek.
2005/04 TEMAT: MEKSYK. ?
2005/04 TEMAT: MAROKO. Piotr Musiał
2005/12 TEMAT: TURCJA - ARARAT, IRAN - DEMAWAND. Piotr Musiał
2006/03 TEMAT: ANDY - TUPUNGATO, WALIA - GÓRY KAMBRYJSKIE. Grzegorz Janowski
2006/11 TEMAT: INDIE 2002 - 2004. Emilia Engler i Rafał Kubik
2006/12 TEMAT: ANDY - ACONCAQUA I EL PLOMO. Grzegorz Janowski
2007/01 TEMAT: RUMUNIA - FOGARASZE, PIATRA CRAIULUI, BUCEGI. Magda Słoboda i Sebastian KrajewskI
2007/11 TEMAT: JAKUCJA - GÓRY WIERCHOJAŃSKIE. Jasiu Bochenek
2007/12 TEMAT: GRUZJA. Piotr Chwalba
2008/01 TEMAT: PARKI NARODOWE TANZANI. Irek Oleksik "Oleksy"
2008/01 TEMAT: SPITSBERGEŃSKIE KLIMATY. Maciej Pinkowski "Piniu"
2008/01 TEMAT: Z GRZBIETU CHABETY - NAJDALSZA PÓŁNOC MONGOLII. Przemek Strzelecki "Mały"
2008/01 TEMAT: NEPAL. Damian Węglarz "Bandyta"
2008/01 TEMAT: 1987 - POLSKA ZIMOWA WYPRAWA NA NANGA PARBAT. Zbigniew Trzmiel
2008/01 TEMAT: HIMALAJE - Grzegorz Janowski
2008/01 TEMAT: GÓRY IRANU - DEMAVAND. Grzegorz Janowski
2008/01 TEMAT: HIMALAJE - AMA DABLAM. Konrad Ziółkowski "Ziółko"
2008/02 TEMAT: MEKSYK, ORIZABA. Grzegorz Janowski
2008/03 TEMAT: PERU I BOLIWIA. Agnieszka Wolny, Wojtek Zając
2008/12 TEMAT: TIAN SHAN - NIEBIAŃSKIE GÓRY. Ania Hapek i Mateusz Sikora
2009/01 TEMAT: KIRGIZJA. Wojtek Grzesiok
2009/02 TEMAT: HIMALAJE - ISLAND PEAK 6189 m - Grzegorz Janowski
2009/03 TEMAT: KAMCZATKA - KLUCZEWSKA SOPKA 4750m - Rafał Kruzel
2009/03 TEMAT: 3X4000 - DLA MŁODYCH DAM - Rafał Kruzel
2010/01 TEMAT: INDIE I CYPR - Mariusz Dąbrowski
2010/01 TEMAT: MEKSYK - IZTACCIHUATL 5237 m - Grzegorz Janowski
2010/02 Lorkowy Maraton Slajdowy
TEMATY: HINDUSTAN 2009, LUDZIE WSCHODU, PIK POBIEDY 1995r, KOSOWO, AUSTRALIA, KARPATY UKRAIŃSKIE, ISLANDIA, NEPAL, ALBANIA, FINLANDIA, KIRGISTAN 4X4, KOSOWO
2010/03 TEMAT: MONT BLANC - Krzysztof Kukliński
2010/11 TEMAT: GÓRY POLSKI cz.1 - Tomasz Rzeczycki
2010/12 TEMAT: GRUZJA - Gosia Mastalerz i Erwin Pescha
2010/12 TEMAT: MADAGASKAR - Dorota Horba
2010/12 TEMAT: KAZBEK - Michał Czerwiński
2011/01 TEMAT: WILDSPITZE - Mongoł i Cegła 
2011/02  Lorkowy Maraton Slajdowy
TEMATY:  DZIKA KAMCZATKA, KAZACHSTAN - WIELKIE COŚ, AFRYKAŃSKIE LODOWCE - GATUNEK  ZAGROŻONY WYMARCIEM ?, SPITSBERGEN - ARKTYKA NA WYCIĄGNIĘCIE RĘKI, 
BUDDYZM, HIMALAJE - KANG YAZE I  STOK KANGRI,  JORDANIA,  ODLOTOWY HAJDUK, Z BOCIANIEGO PUNKTU WIDZENIA, TATRY, Z ŻYCIA BACÓWKI

2011/12 TEMAT: PIK LENINA, JABAL TOUBKAL - Dominik Micor, Aga Kucia